poniedziałek, 29 lutego 2016

Jakos przetrwalam ten poniedzialek

Czulam sie jakas zmieszana w tej szkole, niby nie bylo zle, ale szczesliwa ze tam jestem to nie bylam. Ale to chyba jak prawie kazdy. Jeszcze dwa miesiace i koniec. Czy mi sie uda? Podjelam walke, zaliczylam juz dwa przedmioty zeby miec ocene z polrocza

 Jest to niby jakis tam maly sukces po tym co sie dzialo, ale nie ciesze sie. Ciagle mam wrazenie ze moglo byc inaczej, ze moglam chodzic do szkoly jak inni a ja sie zalamalam i robilam glupoty..duzo osob mowi ze to nie moja wina, bylam chora ale ja i tak zwalam to na siebie, ze ja zawiodlam, ze na jakis czas zawalilam te szkole, ze czemu mi sie cos w mozgu poprzestawialo...
I ta obawa..
Boje sie ze ten zly czas powroci..Ze wytne znowu kilka miesiecy z zycia, a nie chce tego. Chce byc normalna jak kiedys.
A cos mi mowi ze juz nie bede...  Niewazne. Musze sie skupic na teraz, a nie myslec nad tym co bedzie
 Nie umiem, ale...nie moge teraz pokazac innym jaka to slaba jestem i ze nic nie umiem.. Zaliczr te gowniane przedmioty i niech dadza mi spokoj. Mam wszystkich dosc..Mam ochote zrobic sobir znowu krzywde, bo jestem teraz jakas niezadoeolona, smutek miesza sir z irytacja i jeszcze zazdroscia wobec niektorych ludzi w szkole. Dziewczyny sa ode mnie ladniejsze. A to znaczy ze sa lepsze

niedziela, 28 lutego 2016

Jakoś źle

Opuściłam w czwartek i piątek szkołę, bo nie miałam ochoty nikogo tam oglądać, ani siedzieć tyle w tych ławkach. Zamiast tego długo spałam, choć jednej nocy obudziłam się o 2, a potem zasnęłam około 5. Jeden dzień trochę się pouczyłam, choć trudno mi to wszystko wchodzi, ale przecież muszę być normalna. I jutro znowu poniedziałek...Odkąd wróciłam nie ćwiczyłam, a jutro muszę bo będę miała egzamin z wf..Ubrałam się w strój, jeśli to można w ogóle nazwać strojem, bo musiałam wziąć bluzkę z długim rękawem. I wyglądam ŚMIESZNIE. Nie wiem jak ja się jutro tak pokażę. Czuję, nawet, że nie będę umiała ćwiczyć jak inni, jakoś wmieszać się w tłum, a co dopiero zdać egzamin..
Do kitu..Mam w sobie to takie poczucie, że teraz ostatkami sił muszę tę szkołę zaliczyć, bo nie powtórzyłabym już roku. Sama widzę, że coraz ciężej mi się do tej szkoły chodzi i tak jeszcze rok miałabym gdybym nie zdała? Chyba muszę zaliczyć ten rok, choćby to miało być na dwójach, z czego oczywiście cieszyć się nie będę. Myśli o tej szkole jakoś  mnie dołują. Ciekawe co będzie potem? Czuję też, że jeszcze trochę i się wszystko spieprzy. Ale tak całkowicie. Że znowu zacznie się to piekło, że naprawdę wtedy coś sobie zrobię. Nie wiem, czemu tak myślę, teraz mam zmienne nastroje i nie czuję się super i fajnie, i bardzo tragicznie , ale dobrze też nie jest. Codziennie się po trochę tnę, ale ostatnio zrobiłam sobie bardzo brzydką bliznę(na ręcę :( ), że aż żyłę było widać. No, ale się goi. Pierwszy raz tak głęboko, choć nawet aż tak nie chciałam. Po prostu jakoś tak przyłożyłam tą żyletkę do ręki i przeciągnęłam, a tu się tak skóra rozcięła...Coś mnie tak ciągnie do tego,choć się wkurzam, bo jakie ja mam bluzki nosić. Dobra, teraz jeszcze okej, długi rękaw, ale jak będzie cieplej? Przecież to nie zniknie bez śladu...IDIOTKA,IDIOTKA,IDIOTKA ze mnie.. Teraz jak poszłam się myć, od razu przemyciłam zyletkę i po prostu znowu trochę kresek zrobiłam.. Jestem smutna i boję się jutrzejszego dnia, ale czemu nie ma lepszego sposobu..Czemu moje ręcę mają być takie brzydkie? Poza tym i tak nigdy nie mogę się pociąć tak mocno jak chcę i tak dużo  jak chcę, zawsze się muszę ograniczać, bo nie mogę tyle w łazience przesiadywać, potem nie ma jak tego ukryć przed mamą itp...Oszpecam swoje ciało tak powoli, ale konsekwentnie.. Chcę kiedyś to zrobić to tak naprawdę DUŻO DUŻO DUŻO I MOCNO MOCNO MOCNO, że mi pomoże na dłuższy czas...Wiem, to pewnie nie możliwe.. Ale ciągle chodzi mi po głowie "potnij się". Tyle, że jutro ten wf- nie mogę....Przecież to będzie widać. :(
Znów nie mogę wytrzymać, a dopiero co się umyłam ... :(

środa, 24 lutego 2016

dzisiejszy wieczor

Nie wiem czy jutro pojde do szkoly, jakos tak dziwnie sie czuje, nic nie chce robic, denerwuje sie, martwie i nie chce sie jutro nikomu pokazywac z ta morda... W ogole teraz mi przyszla glupia mysl Zeby jeszcze bardziej oszpecic swoja reke. Czemu mysle o robieniu sobue czegos? Czemu jeden dzien myslalam ze sobue jednak poradze a potem wraca to co bylo czyli lek, niewiara w siebie itp Smutno mi z tym wszystkim...

wtorek, 23 lutego 2016

Jestem beznadziejna

Denerwuję mnie moja własna osoba, często mam tak, że nie mogę w ogóle na siebie patrzeć.. Czemu wydaję się sobie taka brzydka? A może mi się wcale nie wydaję, może tak jest...Nienawidzę np. swojego uśmiechu, bo nigdy na zdjęciach ładnie nie wychodzi. Mam też za małe cycki, krótkie włosy i przede wszystkim na swoją własną głupotę- pocięte ręce. Przecież już nie mam szans teraz chodzić w krótkim rękawie albo nawet takim 3/4. Skazana na długi rękaw...:( Moja samoocena jest bardzo niska, w kółko myślę tylko o tym, co inni mogą sobie o mnie pomyśleć gdy coś zrobię lub powiem.
 Z każdym się porównuję, często komuś zazdroszczę.. Widzę w sobie same wady..

I już miało mnie cholera tutaj nie być. Ale jak patrzę się na tę mamę, ile ona mi poświęca, jak mnie kocha, to nie mogę tego zrobić. Będę się męczyć dla niej. Nie wiem jak długo wytrzymam, ale oby jak najdłużej. Kocham ją. Będę żyć i starać się dla niej, chociaż jest mi tak ciężko.

Czasami zastanawiam się jaka by była ze mnie osoba, gdyby wyglądała tak samo jak ja, a była odważna, towarzyska i pewna siebie?  Może nie byłaby w kółko smutna, załamana, bawiłaby się na imprezach i byłoby okej.. Ale przecież wtedy to nie byłabym ja...Czemu muszę być mną?

Nienawidzę tych swoich chorych pomysłów w przypływie głębokiej złości i smutku, jak np. polanie się wrzątkiem..Czemu do tego wszystkiego ja siebie jeszcze bardziej krzywdzę?

Jedno jest pewne, że nie można okazywać tego wszystkiego ludziom. Przed nimi trzeba udawać tę uśmiechniętą, zadowoloną dziewczynkę, ukrywać swoje blizny, jakoś funkcjonować.
A czy w domu mogę być sobą? Też nie do końca. Bo  moja mama nie może znać prawdy o moim samopoczuciu. Nie będę dokładać jej kłopotów. Niech wie, że mi się polepszyło. Takie sprawiam pozory. Wieczorami płaczę i tnę się po kryjomu w łazience. Ale tak poza tym jest okej. Zresztą kogo to obchodzi.

Zaczęłam się uczyć, ale...

nie mam na nic sił i tak mnie wszystko przytłacza. Ale postanowiłam spróbować..Nie chcę znowu ponieść porażki. Za dużo osób czegoś ode mnie oczekuje. Będę się uczyć na tyle, ile dam radę.
Może się uda, choć trochę naprawić to wszystko..Szkoda, że nadal czuję  potrzebę, żeby się ciąć..
Moja ręka wygląda już okropnie. Nie wiem jak się tego pozbyć.. Ja niszczę swoje ciało i muszę to ukrywać. To mi jednocześnie pomaga i mnie niszczy.... I dziś znowu to zrobiłam. Mimo tego, że udało mi się zdać jeden egzamin na 4. Z tego powodu powinnam być dumna, ale jakoś nie czuję się szczęśliwa, znowu się martwię, że i tak ogrom nauki przede mną i ciężko będzie z tym wszystkim. Boję się i mam wiele wątpliwości. Jak ułoży się moje życie? :(

sobota, 20 lutego 2016

Nie wiem co się stanie...upadam

Dzisiaj miałam w sobie takie lęki, że oprócz leków, które biorę normalnie, musiałam wziąć Afobam, by się trochę uspokoić. Leżałam większość dnia, bo nie wiedziałam tak naprawdę, co mam ze sobą zrobić. Długo myślałam i chyba w środku nie chcę umierać i boję się tego, ale wiem, że muszę to zrobić..
Może żyłabym jeszcze i w końcu by się wszystko ułożyło, ale nie mogę sobie wybaczyć, że wszystko zniszczyłam. Zrobię to i nie będzie tej złości, wyrzutów sumienia, smutku, łez, beznadziei. Zrobię to, bo nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Cokolwiek bym zrobiłam będzie źle. Dlatego pozbawię się tego, co najważniejsze. Żal mi mojej rodziny. Przepraszam was za wszytko. Jeszcze jakiś czas z Wami pobędę.



piątek, 19 lutego 2016

I co teraz?

Szybko zareagowałam i udałam się do psychiatry. Zwiększyła mi leki, pomogła rozmową. Do dzisiaj nie było tak źle..dopóki z kimś nie porozmawiałam..Wszyscy mnie przekonują, że ja muszę coś robić, starać się. A co myślą, że ja nie próbuję? Oprócz cięcia się po cichu, czasem wyciągnę tę książkę i przeczytam. Tak to moja wina, że nie potrafię się nauczyć. Teraz już to wiem.. Wprost tego nie mówicie, ale wasze  słowa mają właśnie takie przesłanie "NIC NIE ROBISZ, ŻEBY SIĘ NAUCZYĆ, CHCESZ TAKA BYĆ"...Skoro tak myślicie, to myślcie dalej. I tak byście mi nie pomogli. Ale w jednym macie rację. Nie daję sobie pomóc. I jak tu się nie poddać? Ja nie mam siły, by walczyć. Różne sytuacje mnie przerastają.. Nawet jak ja naukę przełożę na inne dni i tak będę musiała się z nią zmierzyć...A to jest dla mnie zbyt trudne.. Muszę stąd zniknąć. WYSTARCZAJĄCO LUDZI MA PROBLEMY, a moje nie są warte uwagi. Bo przecież skoro oni mają problemy to ja się powinnam ze swoimi pogodzić..
GŁUPIE PROBLEMY NASTOLATKI. A jednak problemy, które mnie zabijają
Powoli się żegnam, choć tak naprawdę błagam-pomóżcie w ostatniej chwili..
PRZEPRASZAM, ŻE WAS ZAWODZĘ.





wtorek, 16 lutego 2016

Znowu mam myśli samobójcze

Źle się dzieje. Moje myśli samobójcze wracają. Nie mogę się pogodzić z tym, że nie daję rady w szkole, że muszę zdawać te egzaminy klasyfikacyjne.. Boję się tego wszystkiego. Już nigdy nie będę się uczyć tak jak wcześniej. Nie ma wyjścia, to jest problem nie do rozwiązania, każda opcja daję mi poczucie wstydu. Bo jak nie zdam i będę powtarzać rok, to będę miała możliwość spokojnie się uczyć, ale co z tego jak każdy będzie się na mnie dziwnie patrzyć. A jak zaliczą mi nawet egzaminy i zdam to zawalę maturę i też wszystko będzie do dupy. Naprawdę, naprawdę nie wiem już, co mam robić, strasznie się boję, przez to wszystko myślę, że łatwiej by było zniknąć z tego świata, zresztą po co ja mam się starać, żyć, męczyć się jak i tak w końcu umrę..To nie ma sensu.. Codziennie muszę się starać, żeby jakoś przeżyć kolejny dzień, nie mogę się skupić na nauce, bo mam myśli samobójcze.. Jezu coraz bardziej dociera do mnie, że ja nie mam innego wyjścia.  To taki ogromny wstyd, boże przepraszam, ja sobie z tym wszystkim nie poradzę, nie mogę...NIE WIEM JAK...
Wszystkich tylko dookoła zawodzę, może lepiej, żeby mnie nie było.. :(



poniedziałek, 15 lutego 2016

Nie dość, że brzydka to jeszcze przestała się uczyć.

Nie mogę! Nie mogę już na siebie patrzeć..Jezu, co ja ze sobą robię? Co ja teraz sobie myślę?
Czuję w sobie  złość, napięcie, smutek, chcę mi się płakać i krzyczeć, bo sama sobie zniszczyłam wszystko. Zmarnowałam tyle miesięcy, nie uczyłam się i teraz jestem w tyle. Dzisiaj siedziałam w szkole i zastanawiałam się jakby to było, gdybym przez ten cały czas normalnie do niej chodziła.
A teraz chodzę po co? Tylko po to, żeby w domu nie siedzieć. Przecież nie ogarnę tego materiału. Wstydzę się teraz siebie, bo kiedyś miałam ogromne możliwości, a teraz wyglądam na zwykłą paniusię-nieuka. Nie umiem się niczego nauczyć! Co się stało? Cholera czemu mi musiało coś odbić..Miałam nudne życie, ale przynajmniej się uczyłam i mogłam coś osiągnąć. A teraz? Gdzie ja skończę...Nie mam pojęcia co teraz zrobię. Przecież jak nie zdam, będę musiała powtarzać rok.. Będą się ze mnie śmiali jaka to jestem głupia. Jak można nie zdać w klasie maturalnej? Nie wiem, naprawdę nie wiem co mam robić.. Chodzić do tej szkoły i dostawać jedynki, żeby patrzyli się jaka to ja jestem..Pani oddała kartkówkę z informatyki, myślałam, że coś zapamiętałam z lekcji, że dostanę to 2 lub 3. Ale nie wszystko pomieszałam i mam 1. Wspaniale! Tak samo na matematyce pani coś tłumaczy, a ja się skupić nie mogę, myślę zupełnie o czymś innym, nie mogę po prostu się skoncentrować i wytrzymać.. Nie mogę sobie darować tego, że byłam jedną z najlepszych uczennic, że miałam te same piątki, a teraz jestem gorsza od przeciętnego ucznia..Wszyscy, wszyscy wokół myślą, że ja normalnie zdam, a jak mówię im o swoich obawach to oczywiście: nie martw się, dasz radę. Jasne, jakbym tak myślała, to bym o niczym im nie mówiła. Jak to się teraz dalej potoczy? Co będzie ze mną dalej? Czy ja mam może  rzucić szkołę? Kiedyś marzyłam o studiach, dobrej pracy...teraz nie mam nic. Matury w tym roku nie napisałabym nawet w połowie tak jak kiedyś chciałam.. CHODZIĆ CZY NIE CHODZIĆ? Powoli się załamuję...

No i się pocięłam..

Wróciłam do szkoły....i bum. Emocje strzeliły górę. Wszystko mnie tam jakoś pogrążyło. W dodatku te egzaminy, które muszę zdawać.. Przecież ja nic nie umiem..Uznają mnie za totalną idiotkę :( Co ja mam teraz zrobić? Nauczyciele przypominają mi terminy i mówią "dasz radę", a mnie normalnie nosi. Do jasnej cholery gdyby to było takie proste.  I ciekawe jak ja mam się przebrać na egzamin z wf i ogólnie na wf, skoro teraz narobiłam sobie takich blizn na nogach i rękach...
Najpierw zrobiłam trochę na ręce w szkole, ale w domu czułam się taka niespokojna i zła, że sobie na radzę z tym wszystkim, że poszłam do łazienki i zrobiłam to na udach.. I tak w sumie pomaga na chwilę, uspokajam się, potem się zaczynam denerwować jaka to ja głupia jestem, że to robię i znowu idę to zrobić.. Błędne koło. Dzisiaj to ja na pewno skończę z pięknymi nogami i rękami.
A mama myśli, że już z tym skończyłam. Nie mogę się jej przyznać, bo się załamie. Muszę to ukryć. Muszę żyć z tym i przetrwać. Szkoda, bo już miesiąc tego nie robiłam i wszystko na marne.. Oszpecam się coraz bardziej :( Dlaczego robię się jeszcze brzydsza, choć tak bardzo pragnę być ładna? Jak sobie poradzić? Pomocy


 :( :( :(  Znowu się zaczyna?

sobota, 13 lutego 2016

Strzelam fochy

Smutno mi. Jakoś tak. Dziś kolega D. się ze mną jednak nie spotkał, bo był zajęty. A smutno nie dlatego, że tak bardzo chciałam się z nim spotkać, ale dlatego, że musiałam czekać cały dzień i nic nie robiłam. A on nie odwołał. No cóż,  kolejny powód do strzelania focha. A niech sobie mój kolega ma. Trochę go pomęczę.Ciekawe jak długo wytrzyma moje nastroje? Test start.
W ogóle miałam się z nikim nie spotykać, bo tak właśnie potem jest, że jestem później zła, zniesmaczona i zamiast pomóc sobie  to szkodzę..
Ale pewnie przesadzam, bo np. on przecież był zajęty, myślał, że skończy wcześniej i się ze mną  spotka..
W końcu później napisał, że już chyba jest za późno. No, ale wow geniusz ma zegarek.

To mój  błąd, że ja się tak obrażam za byle co, biorę wszystko do siebie i potem się denerwuję.
Czemu nie potrafię brać różnych rzeczy na dystans? Potrafię widzieć we wszystkich wady, odmawiam, a zalety nie istnieją. Odpycham tę niewielką, naprawdę malutką liczbę osób, które mogłyby mi jakoś pomóc, poprawić moją sytuację. Sama sobie po prostu robię na złość. Brawo ja!
Do kitu.. Dzisiaj gryzę. Nie zbliżać się.




czwartek, 11 lutego 2016

Moja choroba/cz.4

Myślałam, że jakoś w tej szkole przeżyję. I chodziłam kilka dni. Pewnego wieczoru po prostu nałykałam się tabletek. Nie pamiętam co się wtedy działo, mam tylko jakieś prześwity z płukania żołądka i leżenia w szpitalu. I to, że po pobycie tam chcieli mnie odesłać do psychiatryka. W jednym mnie nie przyjęli, ale trafiłam z powrotem do tego, w którym byłam pierwszy raz. I byłam tam tylko tydzień. Sama nie wiem, dlaczego tak krótko. W tamtym tygodniu na początku zrobiłam sobie krzywdę. Oblałam sobie rękę wrzątkiem dwa razy. Bo nie miałam nic ostrego. Związali mnie pasami na całą noc, a na mojej ręce zrobił się wielki bąbel. Mimo tego i tak mnie wypuścili po kilku dniach, stwierdzając u mnie zaburzenia osobowości. I tak o to odstawili mi wszystkie leki jakie brałam do tej pory. Dostałam jakiś jeden antydepresant na noc, podczas gdy wcześniej brałam leki trzy razy dziennie. Wróciłam do szkoły. I chodziłam dwa tygodnie. Codziennie myśląc, że nie wytrzymam i że nie dam sobie rady. Że nie znoszę tych wszystkich ludzi wokół i że muszę zniknąć. Zaplanowałam to, co miałam sobie zrobić. Wyszłam ze szkoły i udałam się na dworzec. Złapali mnie. Przez jedną osobę. Zawieźli mnie do psychiatryka, ale tym razem do tego, w którym nie chcieli mnie przyjąć ze względu na rodzinę, która tam pracuje. Ale przyjęli. Już nie było wyjścia. Spędziłam tam równo 3 miesiące. Podczas tego pobytu chowałam leki, leżałam kilka razy w pasach, próbowałam się wieszać, rozbiłam szybę, dwa razy uciekałam-nieskutecznie.. Jednak trochę udało im się poprawić mój stan. Stwierdzili chorobę afektywną dwubiegunową i cechy osobowości nieprawidłowej. Po wyjściu w sumie nie wiedziałam, co ze mną będzie, nadal miałam myśli samobójcze i nic mi się nie chciało..Ale postanowiłam nie zabijać się od razu  tylko zobaczyć jak będzie. Poszłam do szkoły i tak chodzę do teraz. Miałam wiele złych dni i nadal mam, ale wytrzymuję. Wstawałam, do 15 szkoła potem dom i spanie.. I w sumie udawanie, że jest ok. Nawet sama się na to nabrałam. Ale ferie mi coś uświadamiają. Że moje życie jest do niczego i że wcale się nie wyleczyłam. Objawy choroby się osłabiły, ale nadal są, czasem wracają mocniej..Za kilka dni wracamy do szkoły, a ja się wcale nie cieszę, bo znowu będę udawać. Nikt mnie nie zrozumie, jak mu o tym powiem. Czy kiedyś będzie tak, że będę mogła w pełni powiedzieć, że jest okej?
Tak moja choroba wygląda do teraz.wrócę do szkoły i znowu dam się nabrać, że będzie dobrze. W sumie chyba nie jest tak źle jak było.Ale czemu nie jest tak jak ma być.Chyba to nie koniec mojej historii. Bo co będzie teraz, jutro, za miesiąc, dwa?


Chcę się pociąć..

Wytrzymałam prawie miesiąc. Nie mogę się teraz poddać. Blizny już tak ładnie się zagoiły. Ale coś mnie ciągnie do tego. Cholernie ciągnie. Mam ochotę to zrobić tu i teraz. Niech płynie krew.
Czy to nie wygląda pięknie?
Albo to?
Wiem, to chore...Czemu chcę to zrobić? Przecież jest trochę lepiej. Pójdę do kogoś i będę przy nim siedzieć, żeby tego nie zrobić.. szybciej póki jeszcze jest czas. Dam radę. Muszę.

/// dzień później

Udało mi się! Nie zrobiłam tego wtedy. Ale co będzie jak zostanę sama.. Najbliższe dni pokażą.



Moja choroba/cz.3

Pobyt trwał nadal. Mówili, że jeszcze 3 tygodnie i stąd wyjdę. Super po prostu. No, ale jakoś ten czas leciał..Pewnego dnia wyszliśmy na dwór. Taki  ogródek przed szpitalem, w sumie nawet nie ogrodzony. Byłam tam już kilka razy. Ale wtedy coś mi strzeliło do głowy. Ucieknę. Krążyłam tak po tym ogródku i krążyłam, aż nagle zaczęłam biec w stronę wjazdu do szpitala. Zaczęli biec za mną, nawet obcy mężczyzna po krzykach psychoterapeutki dogonił mnie i złapał. Nie miałam szans. Wróciłam do szpitala i zdenerwowana, nie zachowywałam się dobrze. I w pasy. Podali mi lek, po którym język mi zesztywniał, oczy latały i nie mogłam wytrzymać. Potem dali jakiś, żeby mi to przeszło, ale trochę to trwało. Straszne, ale na własną prośbę  przecież.. Potem już było wszystko ok. Wreszcie wypisali mnie ze szpitala po upłynięciu kolejnych 2 lub 3 tygodni. Na wypisie diagnoza epizod depresji ciężkiej.Nawet mnie to w sumie nie obchodziło. Były wakacje i nie wiedziałam, co będzie ze mną dalej..Siedziałam w domu. I tak minęła druga połowa lipca i sierpień. Strasznie nudno, dziwnie i źle. Miałam jeden dzień, że wyszłam z domu i chciałam to zrobić, ale zrezygnowałam. Widocznie nie byłam na to przygotowana. A może nie chciałam tego, aż tak bardzo? Minął sierpień i czas było wrócić do szkoły. W sumie nie wiedziałam, czy chcę czy nie. Po prostu poszłam.

środa, 10 lutego 2016

Moja choroba/cz.2

Maj stawał się coraz gorszy..  farba jasny brąz na blondzie, która wyszła czarna dołożyła jeszcze do tego wszystkiego swoje. Dwie dekoloryzacje i zniszczone włosy.. a wcześniej nigdy nie farbowane.. kolejny powód do nie lubienia siebie. Całe dnie w łóżku już mnie wykańczały, ale nie potrafiłam robić niczego innego.18-stka spędzona po prostu cudownie. Moje myśli o śmierci stały się obsesją. Jestem teraz załamana tym, że wysyłałam wtedy do mamy takie złe smsy. Czytała, że chcę się zabić. W końcu wybraliśmy się do psychiatry, a ten skierował mnie na oddział psychiatryczny. Nie chciałam tam iść.
Ale nie miałam wyjścia. Siłą, by mnie tam zawieźli. Pamiętam ten dzień. Siedziałam przed izbą przyjęć, a na ścianie wisiał kalendarz. 3 czerwca. Jak ja mam tu wytrzymać? Patrzyłam się na niego dalej i wyobrażałam sobie jak znowu tu usiądę i będzie już koniec tego miesiąca. Dni leciały, a ja nie dawałam po sobie poznać jak jest źle. Dostawałam leki. W szpitalu czułam się inaczej niż w domu, ale wcale nie lepiej. Przyjeżdżali do mnie codziennie i udawałam, że żyję. W sumie całkiem dobrze.
Lecz pewnego dnia pod wieczór coś mi strzeliło do głowy. Głupota. Potnę się jutro. Mam lusterko zbiję je i się uda. I tak zrobiłam. Roztrzaskałam je na kawałki. O mało  mnie nie nakryli. Mówiłam przez drzwi, że tak tak wszystko dobrze. Wzięłam te najbardziej ostre kawałki i położyłam się na łóżku. I zrobiłam to. Pierwszy raz w swoim życiu. Prawie nie bolało. Nagle ruszyłam nogą i huk. Z mojego łóżka spadł laptop. Od razu przybiegła pielęgniarka. Ale znowu mówiłam, że jest okej. Niestety schyliłam się, by go podnieść i ona zobaczyła ślady krwi. Potem w sumie nie pamiętam za bardzo, co się działo. Wiem, że przyszła doktor, zaopatrzyli mi to i przenieśli na obserwację.. Była potem jakaś tam wizyta z lekarzami i mówiłam im, że muszę się zabić. Tak czułam. Muszę. I tyle. Wróciłam na to łózko, a nawet nie wiem czy doszłam tam bo urwał mi się film. Nie pamiętałam niczego, co się ze mną działo przez kilka dni. Wiem tylko z opowiadań mamy, że dosłownie świrowałam. Zamykałam się w łazienkach, chciałam się ciąć, robiłam głupie rzeczy i pierwszy raz leżałam w pasach. Tak mi było potem wstyd, bo nawet nie wiem co robiłam...Okropne były dni później. Tak bardzo chciałam stamtąd wyjść. Ale nie mogłam mój pobyt się przedłużył. Wiadomo dlaczego.


niedziela, 7 lutego 2016

Moja choroba /cz.1

 Zachorowałam(tak mówią). Nie umiem przytoczyć dokładnego powodu, czemu akurat tak się stało, bo  moje zdarzenia nie wydają się być szczególnie dramatyczne, ale coś się zadziało ze mną. Dzięki pewnej osobie jeszcze bardziej poczułam jaka to jestem bezwartościowa, brzydka i gorsza od każdej innej. On wiedział jak dać mi nadzieję, a potem ją odebrać. Przez niego płakałam, przez niego obcięłam długie włosy( na których punkcie przyznam się mam obsesję), to on powiedział "może być" na pytanie jak wyglądam w nowych jeansach i w nowej fryzurze. No okej, nie każdemu się muszę podobać. Ale myślałam, że jemu akurat tak. No, ale mu się "odwidziało"  Na początku to znosiłam. Zwykły płacz i tyle. Uczyłam się jeszcze dobrze i dawałam radę. Spotykałam się z innymi, żeby się pocieszyć. Ale minęło trochę czasu, może nie za dużo, a ja zaczęłam coraz częściej patrzeć w lustro jak wyglądam . Nigdy wcześniej nie oceniałam siebie, aż tak krytycznie. Już nie myślałam o nim, tylko O SOBIE . "Czemu taka jestem? Brzydka. Bardziej niż kiedyś. Ludzie jak się na mnie patrzą to pewnie myślą tylko jak ja wyglądam. Gorsza. W każdym aspekcie, od wszystkich. Nieśmiała, smutna, zła i nudna. " I się zaczęło..Męczyłam się ze sobą. Jak ja wcześniej mogłam żyć, będąc taką? W mojej głowie rodziły się durne myśli. Przestałam chodzić do szkoły, bo nie wiem zaczęłam się wstydzić? Coś mi mówiło, że nie dam rady.. Robiłam kolejne zaległości i coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nic nie mogę. Dnie spędzałam leżąc w łóżku z komórką w ręcę. Wpisywałam tam hasła"jak się zabić, jak szybko popełnić samobójstwo, sposoby, leki, trucizny itp. Te same strony w kółko o tym samym. Chciałam się wtedy zabić. Moja pierwsza myśl to głupi pociąg. Wiem, głupie. Ale wtedy nie myślałam, co było głupie, a co nie, rzucę się pod pociąg i tyle.  Zaczęłam nawet pisać list pożegnalny. Ale przestałam. Bo nie miałam siły.. Tak samo nic nie wyszło z mojego samobójstwa. Nie miałam siły, by ruszyć się z łóżka. Wielkim wysiłkiem było mycie się co kilka dni. Spałabym całe dnie. Ale też nie mogłam. Gdy już zaczynało się ze mną robić źle zabrali mnie do lekarza. Przepisała jakieś słabe leki antydepresyjne na natrętne myśli i lepsze spanie. Myśli się nie zmieniały za bardzo, ale spać mogłam. I tak leciał maj 2015..





https://www.youtube.com/watch?v=V_XYdE-wDhk

piątek, 5 lutego 2016

Droga do nikąd

Takie dni jak ten nie wróżą niczego dobrego. Jestem w domu, nie mam ochoty nigdzie wyjść i cały dzień spędzam leżąc przed telewizorem lub laptopem. Jest tyle rzeczy, które mogłabym zrobić. Ale nie mam ochoty, siły i..sama nie wiem. Pojawia się propozycja, by gdzieś się spotkać, ale ja rezygnuję. Zawsze mi coś nie pasuje.  Za późno, za zimno, nie podoba mi się...A potem sama sobie się dziwię, że przychodzą mi do głowy dziwne pomysły, że wracają głupie myśli. Wpakuję się sama jeszcze głębiej w to gówno. Do czego to prowadzi? Co ja robię? Chcę kontaktu z kimś, chcę czuć się dla kogoś ważna, chcę inaczej wypełniać czas, a tymczasem dzieje się dokładnie na odwrót. Chcę płakać i kochać. Co jest ze mną nie tak? Muszę się wyleczyć z tej zmienności nastroju, z tego użalania się nad sobą, ze sprawiania sobie  krzywdy. Muszę się postarać..Na początku będzie ciężko, wiem to. Ale może z czasem się uda? Nie wiem..jestem smutna, ale się uśmiecham. Dlaczego? Bo trzeba udawać.



https://www.youtube.com/watch?v=Vt_NAOOkf-E&list=PLFpuosRfOmvxIcWPbcccfIDCNo2WYh7Ib 

czwartek, 4 lutego 2016

Samobójstwo

Coś się stało. Zaczęłam o tym myśleć. Myśli myślami, ale przyszedł czas na działanie..Ja musiałam to zrobić, ale nikt tego nie rozumiał. Ty musisz żyć. Powtarzali i ratowali.

W mojej głowie kłębiły się tylko te myśli "zabij się, a będzie lepiej","nie będziesz się już męczyć","nie masz po co żyć", "nie masz przyszłości" Wierzyłam w to. Bo to w końcu moje myśli.

Nie udało się.. złość na wszystkich, złość na siebie-czemu się do cholery nie udało?
Izolacja od świata i zmuszanie do życia. Jak spróbować drugi raz skoro siedzę w zamknięciu?
Leki..kochane leki, dzieki którym jakoś funkcjonuję. Ale one nie potrafią zrobić tego największego-zlikwidować tych myśli. Czasem je zamazują, chowają w małą szklaną kuleczkę, która rozbija się gdy tylko znowu staje się coś złego, gdy znowu jestem bardzo smutna i zła.
Nie pozbędę się ich. One będą zawsze przy mnie.. Ale nadal żyję.. Dlaczego? Zadaję sobie to pytanie, ale nie umiem tego wyjaśnić. Kiedyś się to stanie, gdy już na prawdę nie wytrzymam. A
 teraz?  Trzeba udawać.







 https://www.youtube.com/watch?v=w97z7js5UYA WRT/Samobójstwo

Ulżyj sobie

Najgłupsze, co mogę zrobić.. Zdenerwować się, zasmucić, płakać i poddać cię temu. Wziąć coś ostrego, wybrać sobie miejsce-najlepiej rękę, ale przecież mam tyle ciała, że mogę być kreatywna.
I przycisnąć. Piękne kreski nabierają czerwonej barwy, a ja już wiem, że to jest to. Trzeba się jakoś ukarać, w końcu jest się takim beznadziejnym...Ulżyło. Co teraz? Muszę to ukryć, bo nie powinnam tego robić, bo nie chcę tego robić, bo mówię w okół, że tego nie robię. Potrafię wytrzymać jakiś czas. Ale przychodzi moment, że już się tego nie powstrzyma. Dalej. Trzeba udawać.



https://www.youtube.com/watch?v=YfnzhD8XUlU Delirium/Żyletka

https://www.youtube.com/watch?v=iWZs_Oa-Qd0 Kiler/Przecinam żyłę



środa, 3 lutego 2016

Początek, który długo trwa

Tkwię bez nadziei na coś lepszego. Bo po co się starać i coś zmieniać? Tak, właśnie, nie mam siły, a może jestem leniem i zwyczajnie mi się nie chcę. Ten cały świat wydaje się być taki dziwny. I choć to stwierdzenie jest banalne to ja sobie nie daję z tym rady. Zmuszam się, by coś zrobić i kończy się na tym, że nie robię nic.
Pozostało udawać tak jak udają inni. Bo jestem od nich gorsza, ale nie mogę tego pokazać. Bo nikt tego nie chce widzieć. Bo nikogo i tak to nie obchodzi. "Będzie lepiej, dasz radę, weź się w garść, inni mają gorzej' No tak, nie mogę narzekać, bo przecież tylko wydaję mi się, że jest źle. Ale dlaczego też wydaję mi się, że żyję?
Dołowanie się, użalanie się nad sobą, co mi to daje? Tylko wszystko pogarsza. A ja do tego wracam.
Innej drogi nie znalazłam.

"Więcej ludzi marnuje czas i energię roztrząsając problemy niż rzeczywiście próbując je rozwiązać" Henry Ford

https://www.youtube.com/watch?v=sLkMExmmFxc